Sprzedaż online nie jest w stanie zastąpić stacjonarnego handlu
- 6 kwietnia 2021
Kolejne w tym roku zamknięcie większości sklepów w centrach handlowych, niejasne kryteria wprowadzania lockdownu, brak zrozumienia ze strony właścicieli i zarządców obiektów handlowych – to wszystko coraz bardziej frustruje polskich przedsiębiorców.
Czwarty ogólnopolski lockdown to duży cios dla firm, które reprezentuje Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług. Zdecydowana większość z nich prowadzi swoją działalność w centrach handlowych, o powierzchni ponad 2 tys. metrów kwadratowych.
Związek wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, że nie ma żadnych danych potwierdzających zależność między otwarciem galerii handlowych a wzrostem zakażeń koronawirusem, a sklepy w centrach handlowych funkcjonowały w najwyższym reżimie sanitarnym.
Firmy, szczególnie te, które mają specyficzny asortyment jak np. firmy jubilerskie, zwracają też uwagę, że sprzedaż online nie jest w stanie zastąpić stacjonarnego handlu.
Paweł Korobacz, Dyrektor Działu Ekspansji, YES Biżuteria SA:
„Jesteśmy w niezwykle trudnej sytuacji – po raz kolejny zostaliśmy zamknięci na podstawie niejasnych i bardzo wybiórczych kryteriów. Bo jak można wytłumaczyć to, że podobne sklepy mogą działać w jednych punktach, a w drugich – mówimy tu o centrach handlowych pow. 2000m2 – już nie? Poza tym, nadal nikt nie zbadał, czy te sklepy, które właśnie zostały zamknięte, są źródłem zakażeń. Niemałym kosztem dostosowaliśmy się do wszystkich ogłoszonych wytycznych sanitarnych. Aktualne pozostaje zatem pytanie, na jakiej podstawie salony zostały ponownie zamknięte? Ciągle mierzymy się też z niezrozumieniem ze strony wynajmujących. Z jednej strony przedstawiciele centrów uważają, że art. 15 ze jest zły, z drugiej – przy każdym kolejnym lockdownie – chętnie z niego korzystają przedłużając umowy o kolejne 6 miesięcy. Oczywiście, na warunkach sprzed epidemii, czyli aktualnie zupełnie nierynkowych.
Po 3 lockdownie mogliśmy wznowić handel tylko na kilka tygodni. Sprzedaż w lutym była niższa od ubiegłorocznej o 30%, a footfall o niemal 50%. Jedynie w okolicach Walentynek, ilość odwiedzających nasze salony zbliżyła się do 75% wartości z ub. roku. Niestety, już w następnym tygodniu ponownie zaczęła spadać i na niskim 50-60% poziomie pozostała już do końca. Tak naprawdę, w tym czasie mieliśmy tylko 3-4 dni lepszej sprzedaży, która dawała nadzieję na bliski powrót „normalnych” czasów.
Mimo że prowadzimy i znacząco rozwijamy sprzedaż online, to jest ona dla nas tylko formą kroplówki. Takim podtrzymaniem przy życiu. eCommerce nie zastąpi naszym klientom niemal 200 salonów, a nam przychodów w nich uzyskiwanych. Mamy specyficzny asortyment, który wielu klientów lubi, a wręcz potrzebuje zobaczyć na żywo, dotknąć. Mimo, zdawałoby się, powszechnej cyfryzacji i zmian w podejściu części konsumentów do sprzedaży online, wiemy że dla wielu naszych klientów taka forma dostępu do asortymentu nie jest wystarczająca. Oni chcą przyjść do sklepu i na żywo wybrać interesującą ich biżuterię.”
Materiał prasowy ZPPHiU